Niedziela Miłosierdzia Bożego.
Uczestniczyłam w porannej Eucharystii w języku angielskim.
Siedziałam w bocznej ławce, obok mnie dzieci z oratorium.
Po raz kolejny w moim życiu usłyszałam Ewangelię o Tomaszu, zwanym Didymos, który potrzebował znaku,
żeby uwierzyć w Pana.
Siedziałam w bocznej ławce, obok mnie dzieci z oratorium.
Po raz kolejny w moim życiu usłyszałam Ewangelię o Tomaszu, zwanym Didymos, który potrzebował znaku,
żeby uwierzyć w Pana.
Pięć lat temu, w Niedzielę Miłosierdzia, usłyszałam homilię, którą wygłosił pewien Dominikanin. Słowa, które wtedy usłyszałam, pozwoliły mi inaczej spojrzeć na Ewangelię o Tomaszu. Byłam nimi bardzo poruszona i po wyjściu z kościoła odbyłam długi spacer. Mój dotychczasowy stereotyp Tomasza runął. Właśnie wtedy zachowanie Tomasza stało mi się bliższe i bardziej zrozumiałe. Pomyślałam, że mogę się wiele od niego nauczyć.
Pamiętam, jak ksiądz porównał wiarę do tańca.
Mówił, że Tomasz nie potrafił „tańczyć” tak, jak pozostali uczniowie,
którzy spotkali Zmartwychwstałego. Chciał tańczyć tak, jak tylko on potrafi. Tomasz przez to naraził się pozostałym uczniom, nie był na zebraniu, nie był ze wspólnotą, gdy przyszedł Jezus.
Miał odwagę i wolność, może też trochę buntu, żeby stanąć w prawdzie
o sobie i powiedzieć- nie wierzę, potrzebuję znaku.
Pragnął spotkania ze Zmartwychwstałym.
Jezus jeszcze raz przyszedł do domu, mimo drzwi zamkniętych.
Tomasz mógł dotknąć Jezusa. Nie zrobił tego, wystarczyła Mu obecność Zbawiciela.
Tomasz użył daru wiary, na tyle, na ile potrafił.
To właśnie Miłosierdzie Boga- Bóg naddaje to, czego nam nie starcza.
Bóg wychodzi tam, dokąd człowiek zdołał dojść.
Bo każdy z nas jest zaproszony, żeby „tańczyć” tak jak sam potrafi.
Bo każdy z nas jest zaproszony, żeby wyruszyć w drogę, otworzyć swoje serce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz