niedziela, 31 lipca 2016

Najlepsze przed nami

Zbliża się czas powrotu do Polski.
Ostatnie dni w Zambii. Pożegnanie z Afryką.

Potem kolejny krok w nieznane.
Ufam, że najlepsze przede mną… 

Najlepsze przed nami…
 

Nadchodząca zmiana pobudza mnie do refleksji nad tym, co wydarzyło się w czasie pobytu na misjach. Przede wszystkim jest we mnie ogromna wdzięczność Panu Bogu za ten czas. Za to, że spełniło się jedno z największych pragnień, z którym żyłam- wyjechałam na misję do Afryki. Dziękuję za tych ludzi, którzy w trakcie przygotowań i pobytu wspierali mnie modlitwą oraz pomogli finansowo w zebraniu odpowiedniej kwoty na bilet lotniczy do Zambii.

Na misjach zdecydowanie zwolniłam tryb mojego życia, żyłam spokojniej
niż w Polsce. Misje były dla mnie mocną szkołą cierpliwości i uczenia się kochania siebie i innych. Widzę też, jak codziennie pośród wielu przeciwności, trudu, bezradności i walki ze swoim egoizmem, Pan Bóg działał małe cuda i radości. Jestem przekonana, że Jemu nasze braki, słabości nie przeszkadzają, żeby zrobić z nami coś pięknego. Nie było łatwo i bezboleśnie. Wielu rzeczy, które się wydarzyły, teraz nie rozumiem, może nawet nie będzie mi dane zrozumieć ich kiedykolwiek, ale wiem i jestem pewna, że Bóg w tym był.


Pewnego dnia trafiłam w Internecie na cytat. Bardzo mi się spodobał, odczytuję go mocno w kontekście tej misji, jak dla mnie trafnie opisuje ten mój czas: Chrześcijanin nie wybiera szczęśliwej przyszłości z marzeń. Chrześcijanin wybiera realną miłość, która ma smak piasku
i soli, potu i krwi. A w tym wszystkim jest Jezus.
 




W ferworze pakowania i pożegnań z ludźmi, znajduję chwilę dla siebie.
Zamykam oczy, a w mojej głowie powracają obrazy z misji.



Słyszę głosy dzieci, krzyczące: Muli shiani? (jak się masz w j. chibemba,) how are you? (jak się masz w j. ang.), Sylwia; kiedy wrócisz do Zambii?, zabierz mnie ze sobą do Polski.
Przywołuję w pamięci Msze święte, śpiewy w języku chibemba połączone z tańcem oraz grą na bębnach. W moich uszach dźwięczy muzyka, która po zachodzie słońca rozlegała się na całe Kabwe. To była codzienna, wieczorna porcja zambijskich hitów, serwowana tuż przed snem.
Z kolei syrena ze straży pożarnej o godzinie 6.00,14.00 i 22.00 przypominała mi o upływającym czasie.
    

Czuję specyficzny zapach slumsów, smród połączony z zapachem prażonego popcornu, gotującej się nshimy oraz dymem z palenisk. Wyprawy na pobliski market bogate były w nowe zapachy, szczególnie woń smażonych ziemniaków, frytasów ( ciasto przypominające pączki). Największą popularnością cieszyły się stoiska z gąsiennicami, pieczonymi myszami oraz rybami- dużymi, średnimi i malutkimi. Małe rybki, tzw. kapenta to tutejszy przysmak. Podaje się je z nshimą i gotowaną kapustą.


Widzę obraz slumsów. Małe domki z niewypalonej czerwonej cegły, a wokół nich bawiące się dzieci. Cofam się pamięcią do wypraw rowerowych do Makululu. Tłumy dzieci biegnące do nadjeżdżającej Muzungu i serdeczne powitania. Często tak trudno było prowadzić dalej rower,
bo każde z „czekoladek” chciało być blisko, trzymać jakąkolwiek część ubrania lub roweru. 
Makululu- to był mój świat przez  jedenaście miesięcy.

  
Moje wspomnienia wędrują do jedzenia. Gotowanie ryżu raz w tygodniu  
dla uczniów z Don Bosco School było niepowtarzalnym wyzwaniem logistycznym. Dzieciom najbardziej smakował ryż z cukrem. Skrycie przechowuję smak świeżych owoców: soczystego mango, małych bananów, słodkich arbuzów, dojrzałych awokado, cytryn, pomarańczy, grejpfrutów… Codzienne menu śniadaniowo- kolacyjne nie mogło obyć się bez: płatków owsianych, jogurtu, masła orzechowego z zieloną nakrętką, serka topionego „Happy cow” z Austrii oraz chleba tostowego. 

W pamięci mam dotyk dłoni dzieci, przybijanie „piątki” oraz przytulenia. 
W szkole i podczas oratorium okazywało się, że ilość moich oczu, dłoni i palców jest niewystarczająca dla ponad stu „czekoladek”. Każde z nich było tak bardzo spragnione uwagi, spojrzenia, prostych gestów.
 



W sercu starannie zapisuję twarze i imiona osób, które spotkałam w trakcie misji. Lista jest długa, szczególnie dziękuję za: Annę, Elisabeth, Patricka, Josepha, Christantosa, Idah, Kundę, Junię, Mathew, Godfreya, Mary, Andrew, Chibesę, Kalimę, Ngosę, Chulu, Braiana, Ernesta, Johna, Margaret, Amalię, Omegę, Berithę, Estherę, Mumbi, Johna, Theresę, Andrew, Ireen,(…).   Pozostaną wspólne przeżycia i rozmowy, do których zapewne nie raz powrócę.


Otwieram oczy. Moje myśli biegną do Polski.  
Czuję, że powrót do kraju to nowy rozdział mojego życia.
Zaczynam swoją historię, jako osoba dorosła, ale jakby od nowa,
bo z nowym-innym-afrykańskim bagażem doświadczeń.

Przede mną kolejny krok w nieznane.
Ufam, że najlepsze przede mną… najlepsze przed nami…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz