środa, 25 listopada 2015

Misyjne pająki



Nie lubię pająków. Ten tym bardziej nie przypadł mi do gustu. Za duży, zbyt włochaty.
Widok tego pająka przyprawił mnie o zawrót głowy.
Na misji przychodzą też inne „pająki”…





              Wtorek. Od godziny 16 na placówce nie ma prądu. Wieczór. Mrok ogarnął zambijską ziemię. Czas na wspólną modlitwę- nieszpory i różaniec. Kaplica zajęta. Szukamy z Pauliną innego miejsca. Siadamy pomiędzy filarami, przed dziedzińcem naszej placówki.
            Pośrodku dziedzińca rośnie zielona trawa. Wokół niej kwitną pomarańczowe aksamitki.
To nietypowe zjawisko, bo u nas wciąż pora sucha.
Ale codzienne podlewanie przyniosło rezultat.
Na tym obszarze posadzono też trzy palmy. Jedną
z nich mamy kilka metrów przed sobą.
     
           Nieszpory. Nagle spada „coś dużego” z palmy. Tuż obok mnie. Na pierwszy rzut oka trudno określić, co to może być.. Po chwili zaczyna się ruszać.  
Jest ciemno. Świecimy latarką i… widzimy ogromnego pająka. Brązowy, włochaty, ponad 10 cm. Wystarczyło kilkadziesiąt milimetrów i wylądowałby na moim prawym ramieniu. Na naszej placówce zrobiło się głośniej ;-) Zaskoczyła nas ta sytuacja. Myśl, że taki pająk mógłby wejść do naszego pokoju, pobudziła nas do działania. Zaczęłyśmy akcję – „pająk powinien stąd zniknąć ”. Próbuję pokonać go moim sandałem.
Nic z tego. Pająk jest szybszy. Z pomocą przyszli księża z naszej placówki. Jeden z nich przyniósł kota. Kot uratował sytuację. Zjadł pająka. Po kilku minutach nie było śladu
po pająku. Akcja pomyślnie zakończona.
           Nie lubię pająków. Ten tym bardziej nie przypadł mi do gustu. Za duży, zbyt włochaty. Widok takiego pająka przyprawił mnie o zawrót głowy.

           Na misji przychodzą też inne „pająki”. Takie „pająki”, czyli nieprzychylne wydarzenia
i sytuacje, które pojawiają się z zewnątrz. Przeciwności, jakie towarzyszą nam w codziennej pracy od ponad dwóch miesięcy. To bezradność, gdy chcemy coś zrobić lub zmienić,
a nie możemy ze względu na okoliczności. Bezsilność. Trudności, z którymi codziennie zmagamy się w szkole i w oratorium. 
           Na początku „te pająki” wywołują lek, strach, niechęć, zaskoczenie. Chciałoby się uciec. Zostawić wszystko. Bez próby zmierzenia się "z nimi". Próbujemy walczyć.
Same nie jesteśmy w stanie ich pokonać. Okazuje się, że nie jesteśmy w tym boju same.
Jest Ktoś, kto bierze na siebie wszystkie "nasze pająki”. Walczy "z nimi".
Pokonuje "je" za nas. Jest Jezus. I zmienia się perspektywa.

A przecież nie posłałem ich na rozkosze doczesne, ale na ciężkie boje,
nie na zaszczyty, lecz na pogardę, nie na bezczynność, ale na trud,
nie na odpoczynek, lecz na zbieranie w cierpliwości obfitych owoców.

/O naśladowaniu Chrystusa, Tomasz a Kempis/
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz